czwartek, 15 października 2009

Kilka opakowań Ketanolu

Mam 24 lata. Jestem kochaną i kochającą kobietą która, uczy się powoli samodzielności. Poza tym studentką piątego roku. Pod koniec sierpnia tego roku dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Była to ciąża sześciotygodniowa. Pierwszy test ciążowy jaki wykonałam około 2-3 tygodnie po domniemanym zapłodnieniu okłamał mnie, pokazując jedna kreskę. Inny test wykonany po kolejnych 2-3 tygodniach potwierdził moje obawy.

W zasadzie nie było by w tym nic złego gdyby nie po pierwsze: fakt, że generalnie się nie oszczędzałam, w znaczeniu takim, że nie zawsze dobrze się odżywiałam, jak to bywa często w przypadku studentów – imprezowałam i generalnie nie odmawiałam sobie różnych przyjemności, a w tym używek, konkretnie alkoholu i papierosów. Stosowanie odżywek dla sportowców, które nie wiem jak się mają do ciąży – pewnie zalecane nie są.

Najgorszą rzeczą jest to, że pomimo iż od prawie 3 lat jestem ze swoim partnerem, od roku mieszkaliśmy razem, to życie ułożyło się tak, że jego pasja i zarazem praca rzuciła go w sierpniu do innego miasta w Polsce na prawie rok. Zostałam więc sama w warszawskim mieszkaniu, nie mając specjalnie różowej wizji utrzymania się przez najbliższe kilkanaście miesięcy. Stanowiło do dla mnie wyzwanie i motywację do zrobienia czegoś w swoim życiu, w które powoli wkradała się stagnacja, jakaś bierność pewnie przez dotychczasowe dość wygodne życie.

Jestem osobą aktywnie uprawiająca sport. Kila miesięcy temu postanowiłam zrobić uprawnienia instruktorskie sportu, specjalność fitness, aby móc również w ten sposób zarabiać pieniądze, gdyż po zakończonych 2 kierunkach studiów, nawet z tytułem magistra byłoby niezwykle trudne znaleźć zatrudnienie i pracować zgodnie z posiadanym wykształceniem. Zapisałam się więc na niezbędny do uzyskania uprawnień instruktorskich kurs mający rozpocząć się w połowie września.

Wszystko stanęło na głowie, kiedy test, o którym pisałam wcześniej, potwierdził moje obawy o byciu w ciąży. Była to druga połowa sierpnia, kiedy to snułam się kolejny tydzień sama po pustym mieszkaniu i starałam nie myśleć o tym jak bardzo tęsknie za swoim chłopakiem.
Poinformowałam go od razu o tym w jakim stanie obecnie byłam. Wydaje mi się, że nie mógł zachować się lepiej niż pozostawić mi tę decyzję. Zaakceptowałby ją bez względu na to jaka ona by nie była. Gdyby była jednak inna niż podjęta nasze a zwłaszcza moje życie uległoby zupełnej zmianie. Wiązałoby się to z wyprowadzką z ukochanej rodzinnej Warszawy, ponieważ on wrócić tu na stałe nie może do lipca 2010, gdyż konsekwencją byłoby zerwanie kontraktu i duże odszkodowanie dla pracodawcy, na które raczej nie możemy sobie pozwolić. A niewyobrażalne byłoby dla nas bycie osobno w tym czasie kiedy nosiłabym ciążę i miała rodzić.

Nie skończone studia, raczej nie napisana praca magisterska, bo niby jak skoro przypuszczalnie w marcu miałabym zacząć zajmować się niemowlęciem? Ponadto nadal pozostawałbym bez jakiegoś pewnego źródła dochodu. Bo jak pani z coraz to większym brzuszkiem miała by prowadzić żywiołowe zajęcia fitness dla pragnących schudnąć kobiet? A wynagrodzenie tej drugiej osoby mogłoby okazać się za niskie. Jednym słowem wszystko to do siebie strasznie nie pasowało i wiedziałam, że plany rozsypią się jeżeli tylko zechcę urodzić. Już prawie słyszałam nakłanianie przyszłych teściów do szybkiego ślubu itd. A ja mam w głowie już zaplanowany nasz ślub, bardzo szczegółowo, z najmniejszymi drobiazgami ale nie teraz, w przyszłości – aby wszystko było dograne jak sobie to wymarzyłam, bez niepotrzebnego pośpiechu „bo przecież dziecko nie może urodzić się nieślubne”! To wszystko było straszne. Teraz już pewnie nie pamiętam wielu rzeczy jakich jeszcze się obawiałam ale wtedy nie dawały one o sobie zapomnieć.

Osobami które niezwykle wspierały mnie w tym czasie – tu na miejscu, była moja siostra oraz jej narzeczony, o ironio sami mają zamiar zacząć starać się o dziecko, ale byli tymi, którzy pomogli mi przejść przez ten najgorszy czas cało.

Już tego samego dnia byłam u ginekologa, któremu zresztą wspomniałam o chęci przerwania ciąży, nie odniósł się do tego krytycznie, co uznałam za dobry znak. Kolejnego dnia byłam u niego kolejny raz aby zrobić USG. Widziałam to co było w mojej jamie brzusznej, nie zmieniło to jednak mojej postawy, choć pan doktor chyba na to liczył i kiedy doszło do kontynuowania rozmowy z dnia poprzedniego, nakazał mi się jeszcze zastanowić i dać znać za 2 tygodnie ponieważ jak to nazwał, „prowadzenie ciąży to taka piękna rzecz a jej przerwanie wiąże się z dużymi kosztami” Jednak dopiero niedawno zdałam sobie sprawę, że 2 tygodnie później, o których mówił mogło być już dość późno na przerywanie ciąży sposobem farmakologicznym – tak to nazwijmy. Pan doktor chyba zapomniał też, że po całym najcudowniejszym (dla niego) procesie prowadzenia ciąży to ja zostanę z dzieckiem a nie on. Dlatego więcej nie byłam już u pana doktora ani też nie kontaktowałam się z nim.

Dość szybko zostałam uspokojona przez mojego życzliwego kolegę pracującego w kawiarni i do którego na KAWĘ się wybrałam. On wraz z dziewczyna kilka miesięcy temu mięli podobną historię. Wtedy to dopiero dowiedziałam się o obecnych sposobach przerywania ciąży. O tym, że nie jest to już tzw. skrobanka wokół której jest wiele różnych legend, opinii, o jej szkodliwości, niepewności itd. Opowiedział mi o ich przypadku i tabletkach za pomocą których można wywołać wczesne poronienie. Z pod kawiarnianej lady wyjął zeszłodniowe wydanie Stołecznej w której roiło się od ogłoszeń typu „wywoływanie miesiączki” o, których tak wiele się mówi ostatnimi czasy, ponieważ wszyscy wiedzą co oznaczają w rzeczywistości.
Dałam sobie jeszcze 2 dni. Po ich upływie zadzwoniłam pod kilka numerów telefonów z tejże gazety. Przeanalizowałam „oferty” i wyjechałam na weekend do Krakowa gdzie mogłam przez 3 dni być ze swoim chłopakiem. Po powrocie umówiłam się po odbiór owych cudownych środków. Kosztowało nas to jedyne 1,200 zł nie licząc oczywiście wizyt u lekarzy, USG itp. Nie wiem dlaczego wybrałam najprawdopodobniej najdroższą opcję – może w myśl zasady że na zdrowiu nie warto oszczędzać? Może ale to była tylko przykrywka dla mnie samej, może uspokajałam się, że skoro najdroższa to najlepsza (najbezpieczniejsza?) opcja. Może również dlatego, że osobą po drugiej stronie słuchawki była kobieta, mówiąca również o własnych doświadczeniach z tymi konkretnymi środkami i w sposób przyzwoity tłumacząca mi wszystkie moje wątpliwości związane z zażyciem środków jakie miała mi przekazać. A w tle słyszałam jeszcze jakieś dzieci – co może podświadomie wpłynęło na uspokojeniu moich obaw o późniejsze problemy z zajściem w ciąże gdy będę tego chciała.

Tabletki odebrałam ostatniego dnia sierpnia a dniem kiedy miałam je zażyć był 1 września. Tak też było. Na całe szczęście tego dnia rano mogła przyjechać na 2 dni do domu moja połówka dlatego w tych strasznych chwilach nie byłam sama.

Dzień rozpoczęłam od długiego gorącego prysznica, zaaplikowaniu odpowiedniej ilości tabletek a potem już czekanie. Jeszcze nie wiedziałam na co konkretnie. Po około 4 godzinach od zażycia pierwszej dawki ogarnęły mnie przerażające bóle, były coraz silniejsze, aż nie do zniesienia, na dodatek otrzymałam zalecenie by nie palić, nie jeść, nie leżeć, nie próbować spać, aby być w ciągłym ruchu, wykonywać jakieś ćwiczenia typu brzuszki aby w ten sposób przyspieszyć cały proces pomagając organizmowi w skurczach. Po prawie dwóch godzinach męki, płaczu, jęków i krzyku nie byłam prawie w stanie już stać na nogach o własnych siłach – Szymon wszystko to widział i sam nie potrafił znaleźć sobie miejsca, czuł się z pewnością okropnie nie mogąc mi pomóc w żaden sposób, poza napełnianiem plastikowej butelki ciepłą wodą, która odrobinę była w stanie koić bój podbrzusza, oraz kontaktując się telefonicznie z panią od wspomnianych proszków. Bóle zaczęły powoli odchodzić po ponad 2,5 godzinie. Modliłam się choć prawie nigdy tego nie robię aby tylko nie wróciły, bo bałam się, że nie będę w stanie już tego fizycznie wytrzymać. Całe szczęście już nie wróciły. Byłam wycieńczona, głodna i jedyne na co miałam ochotę to czekolada, duża ilość czekolady. Śmieje się teraz gdy to pisze bo przez prawie 2 miesiące ciąży nie jadłam kompletnie słodyczy co w moim przypadku jest czymś niezwykle dziwnym  ale to widocznie niski poziom cukru we krwi mną rządził w tamtym czasie. Byłam szczęśliwa kiedy wreszcie około 18-ej zaczęłam krwawić. Byłam przygotowana na to co mogę zobaczyć i czego tak naprawdę oczekuję by zobaczyć, aby być pewną, że o to chodziło by się oderwało i już tego nie było. Ulga kiedy zobaczyłam zarodek(?)poza moim ciałem była ogromna. A niespełna pół godziny później byłam przeszczęśliwa, zajadając się batonikami i paląc papierosa. Zaczęło wszystko się harmonizować. Nadal byłam pełna obaw, o to czy to na pewno już po wszystkim, czy oby nic już nie zostało. Pytań była cała masa.

Kolejne 2 dni czułam się rewelacyjnie. Pełna energii, sił do życia. Ale szybko się to skończyło kiedy bóle już nie tak bardzo silne ale również niesłychanie dokuczliwe wróciły i przez ponad 2 tygodnie nie mogłam ruszyć się z domu bez opakowania Ketanolu, który jako jedyny pomagał mi w funkcjonowaniu. Brałam jego duże - za duże ilości. Ale tylko to mnie ratowało. Co jakiś czas kontaktowałam się i do tej pory to robię z dostawczynią owego leku na wrzody żołądka. Robię to ponieważ pomimo, że od tamtego czasu minął ponad miesiąc, od tygodnia nękają mnie krwotoki. Niekiedy ogromne, trwające od 10 minut do pół godziny krwotoki, po których osłabienie organizmu jest tak duże, że niestety raz już - właśnie dziś około południa zemdlałam w kabinie, po tym jak ledwo byłam w stanie dojść do toalety będąc w pracy. Nie powinno to potrwać dłużej niż jeszcze 2 tygodnie - podobno. Po tym czasie w przypadku nie ustąpienia krwawień najlepiej bym udała się do lekarza. Znów pojawia się wiele pytań. Czy to się skończy? Jak szybko? A jeżeli nie co mam powiedzieć lekarzowi do którego pójdę, Jaka będzie jego reakcja. Czy jestem narażona na jakieś konsekwencje? Jakie „niespodzianki” mnie jeszcze czekają???

Jedno wiem. Nikomu nie życzę tego co ja przeszłam i przechodzę jeszcze do dziś. Nie wiem za to jak długo jeszcze kobiety będą musiały podejmować taką drogę przez mękę zanim coś się zmieni. Zanim w bezpieczny, w pełni kontrolowany sposób będą mogły podejmować decyzję o przerywaniu ciąży.

Dość zaskakującą jeszcze dla mnie w tym wszystkim rzeczą było to, że jako osoba związana w pewien sposób ze środowiskiem kobiecym, feministycznym (choć na pewno znaleźli by się tacy/takie, którzy by to negowali) zwróciłam się do dwóch najbardziej wydawało mi się mogących być zorientowanymi osobami o pomoc w skontaktowaniu mnie z jakimś zaufanym specjalistą, z którym mogła bym porozmawiać i dowiedzieć się więcej na temat planowanej aborcji. Pech chciał że jedna z nich była w owym czasie za granicą i kontakt z nią był ograniczony do minimum, druga osoba zaś w odpowiedzi na maila, raczej mnie zbyła, nie dając żadnej konkretnej odpowiedzi poza czymś w stylu: przecież masz maile i sama możesz się próbować kontaktować z innymi na ten temat. Może i miałam maile, może i mogłam to zrobić ale na ten czas potrzebowałam wsparcia i pomocy nawet w takiej prostej wydawało by się czynności, dla mnie wtedy było to niesłychanie trudne. I nie mogłam liczyć na dobrą wolę ze strony obnoszącej się tym, że rozumie sytuacje kobiet w Polsce KOBIETY.

Wszystko co do tej pory mówiła mi kobieta od tego leku, sprawdzało się i następowało po sobie tak jak powinno nawet jeżeli w moim przypadku objawy były bardziej dolegliwe niż u innych kobiet. Bardzo chcę aby i ta historia miała jak najszybsze zakończenie, a ja przestane odczuwać skutki wywołanego sztucznie poronienia.

1 komentarz:

  1. Czytam i zastanawiam się czy naprawdę jest jakaś szansa, żeby coś się w Polsce zmieniło... Wiele razy zastanawiałam się co by było gdybym to ja nagle zaszła w ciążę. Zabezpieczam się przecież, ale trochę przecież brak do 100% pewności. Właśnie skończyłam studia, nie wiem jeszcze co zrobić z własnym życiem, jak mogłabym troszczyć się o zupełnie nowe? Jaką przyszłość mogłabym mu zapewnić skoro na razie nie mogę jej nawet zapewnić samej sobie?
    Mieszkam teraz w Hiszpanii, razem z chłopakiem wynajmujemy mieszkanie za jego kredyt studencki. Bardzo uspokaja mnie fakt, że przynajmniej jeśli moje plastry antykoncepcyjne zawiodą, mam tu prawo do legalnej aborcji, nie będę musiała dzwonić pod numery z dziwacznych ogłoszeń z gazety, i mam nadzieję, że zajmą się mną ludzie troszczący się o moje zdrowie a nie moralność...

    OdpowiedzUsuń