niedziela, 18 października 2009

Pod pseudonimem J-23

Rok 2007, dwie kreski na teście i chwila całkowitej konsternacji, rozpaczy, wkurwienia itd., potem działam jak robot, z jednoznacznie wytyczonym celem, zero wątpliwości, bo jedno co wiem, to to, że mam prawo z własnych osobistych przyczyn nie chcieć mieć trzeciego dziecka.

Kupuję gazetę lokalną, cała gama ogłoszeń o wywoływaniu miesiączki. Tego samego dnia pędzę pod umówiony adres - centrum miasta. Lekarz traktuje mnie dość protekcjonalnie - mówienie na Ty, chociaż mam już pod czterdziestkę. Sytuację odbieram jako dość upokarzającą - pełna konspiracja - pokazuje mi kartotekę pacjentek i dodaje, że przecież wiadomo, że nie mogę się tam
znaleźć, notuje mój telefon na jakimś skrawku papieru. Wypytuje, kto wie o tym, że do niego przyszłam - czy mąż wie, czy ktoś jeszcze. Potem nadaje mi pseudonim - kiedy będę dzwonić do niego mam się nim przedstawiać. Czuję się co najmniej głupio. Potem jeszcze parę komentarzy, że jak to, żeby osoba wykształcona wyczyniała takie rzeczy i w niechcianą ciążę zachodziła...potem
aplikacja tabletek i do domu.

Po jakimś czasie - dostaję planowego krwawienia, problem w tym, że chyba zbyt dużego. Jako J-23 dzwonię i się anonsuję. Okazuje się, że nie jest tak jak być powinno, krew sika ze mnie już strumieniami, lekarz dokonuje łyżeczkowania - oczywiście bez żadnej asysty czy znieczulenia, pan doktor trochę wkurzony, bo cały gabinet zakrwawiony, a tu nie ma żadnej sprzątaczki i musi mopem pomachać. Ja już po wszystkim tkwię na łożu tortur i wyobraźnia mi pracuje - jak to nie zdążam do gabinetu, wykrwawiam się pod płotem czyli mam za swoje. Ale potem wsiadam do samochodu, jadę do domu i jedno co czuję to ulgę. Ciśnienie puszcza, wszystko wraca do normy, życie toczy się dalej. Dobrze, że miałam te 1200 zł w gotówce...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz