piątek, 16 października 2009

Miałam 44 lata i 4 dzieci

Sprawa aborcji jest dla mnie osobistym nieszczęściem. Jest kulą u nogi od ponad 10-ciu lat.

W niechcianą ciążę zaszłam w wieku 44lat. Miałam już czwórkę dzieci, chory kręgosłup i stawy. Nie pracowałam od wielu lat i właśnie mogłam podjąć pracę. Niestety los spłatał mi figla, choć w miarę możliwości starałam się uniknąć kolejnej ciąży.

Zawiodły dostępne mi środki antykoncepcyjne. W tym momencie muszę podkreślić, że mam ogromny żal do mężą, gdyż sprawę antykoncepcji przerzucił na mnie. On chciał być zaspokojony ale sam nie wysilał się nawet na prezerwatywę, bo mu to przeszkadzało. Dla mnie z przyczyn obiektywnych nie wszystkie metody były dostępne.

Do tej pory dziecko kojarzyło mi się tylko ze szczęściem. Kochałam wszystkie nad życie, uwielbiałam zajmować się nimi, one uwielbiały mnie. Może nawet była to przesadna miłość. Przez wszystkie lata rodzina nie pomagała mi w ich wychowaniu. Może to spowodowało, że gdy dzieciaki podrosły poczułam się bardzo wypalona, zmęczona. Miałam ogromną chęć (i chyba prawo) na odpoczynek. Na przespane noce, na czas dla siebie, realizację młodzieńczych marzeń, które ciągle były odkładane.

Właśnie nadszedł na to czas i wtedy... klops!

Zaczęły się bezsenne noce, bicie się z myślami: dlaczego muszę wybierać? dlaczego ten wybór jest tak trudny? Poczucie żalu, że wszystko skrupi się na mnie, bez względu na to, co zrobię, że właściwie to jest już sytuacja bez wyjścia. Chciałam zapaść się pod ziemię, nie istnieć. Och, gdybym mogła cofnąć czas! To jedyne, co dałoby mi ulgę. Niestety, zupełnie nierealne.

Teraz powiem, do czego doszłam dużo później, ale chcę by zabrzmiało to tutaj.

WAŻNIEJSZE NIŻ MOŻLIWOŚĆ ABORCJI JEST NIEOGRANICZONY I ŚWIADOMY DOSTĘP DO ŚRODKÓW ANTYKONCEPCYJNYCH W PRZYPADKU GDY KOBIETA CIĄŻY NIE PLANUJE.

Myślę bowiem, że mało jest kobiet, dla których aborcja jest tylko zabiegiem. Wiele moich cierpień pojawiło się dopiero po usunięciu ciąży. Choć decydowałam się na zabieg z ciężkim sercem, nie zdawałam sobie w pełni sprawy z konsekwencji.

Gdybym wtedy mogła porozmawiać z kimś kompetentnym, zapytać, czy kręgosłup wytrzyma kolejną ciążę albo czy psychika wytrzyma jej przerwanie. Niestety nie miałam do kogo się zwrócić. I tu kolejny postulat:
PORADNICTWO MEDYCZNE I PSYCHOLOGICZNE DLA KOBIET W CIĄŻY MUSI BYĆ OGÓLNODOSTĘPNE. KOBIETY NIE MOGĄ BAĆ SIĘ IŚĆ PO PORADĘ "BO POTEM KTOŚ JE BĘDZIE ŚCIGAŁ" ZA PRZERWANIE CIĄŻY.

Pamiętam, że byłam w potrzasku, gdy uświadamiałam sobie, że muszę podjąć decyzję szybko, żeby nie okazało się za późno; samodzielnie bez konsultacji z lekarzem, bo to ryzykowne.

Nie mogłam też rozmawiać z mamą ani teściową, bo one uważały już przy czwartym dziecku, że to za wiele. Mąż wspaniałomyślnie pozostawił decyzję dla mnie, z lekkim wskazaniem na przerwanie (dla mego dobra).

Może gdybym nie miała pieniędzy, sprawa potoczyłaby się inaczej. Tu jednak przyjaciółka zaofiarowała się z pożyczką. Dla niej zabieg w moim przypadku był oczywistością. Może ta jej pewność przeważyła szalę i podjęłam decyzję.
To, co działo się po zabiegu to horror. Lekarz, gdy skasował należność, stał się rozmowny i powiedział, że jeśli wychowaliśmy czworo, to i piąte by się wychowało! NIE ZAUWAŻYŁ BIEDACZEK, ŻE KWADRANS TEMU NIE MIAŁ SKRUPUŁÓW. Kobieta, u której nocowałam po zabiegu (dobra dusza rodziny) PRZYZNAŁA ZDECYDOWANIE, ŻE JEST PRZECIWNA ABORCJI. Nie powiem opiekowała się mną wspaniale, ale i lekarz i ona rozdmuchali żar niepewności, który tlił się w mojej duszy. Do domu wróciłam już jako inna osoba. Nie mogłam spojrzeć dzieciom w oczy. Nie mogłam patrzeć na męża, przypisując mu winę za ciążę i że nie zapobiegł jej usunięciu.

Straciłam radość życia, gryzło mnie sumienie, zdawałam sobie sprawę, że już nigdy nie odkupię winy za uśmiercenie tego dziecka. Nie mogłam patrzeć na małe dzieci albo chorobliwie pragnęłam je chociaż dotknąć. Matki chyba wyczuwały dziwną sytuację, bo wiele znajomych z maluchami odsunęło się od nas.

Myślałam, że nowa praca da mi wytchnienie. Jednak nieoczyszczona rana ropiała. Sny rodzaju ile nasza rodzina ma dzieci: czwórkę czy piątkę zdarzały się coraz częściej i zlewały się z jawą. Wyrzuty sumienia przerodziły się w depresję. Rozpoczęłam leczenie, kolejne psychoterapie. Na jednej z nich poradzono, bym podzieliła się z dziećmi "informacją" o aborcji. Uzasadniano, że może mi to ulży i przyniesie korzyść dzieciom, gdyż zrozumieją moje kłopoty ze zdrowiem i może dla nich będzie to ostrzeżenie. Nie wiem, czemu dałam się zwieść tak absurdalnej propozycji. Najpierw powiedziałam starszej córce, za jakiś czas młodszej. O ile starsza jakoś z tym poradziła, to młodsza zamknęła się w sobie, odwróciła się ode mnie i do dziś nie umiem odbudować z nią kontaktu.

Dalsze konsekwencje to coraz więcej leków, pobytów w szpitalu, próba samobójcza, przejście na rentę i kompletny brak kontaktu z dziećmi, które nie rozumieją mnie i mojej choroby, nie wiedzą, jak odnosić się do matki, która przynajmniej raz w roku odwiedza szpital psychiatryczny. Z depresji nawracającej choróbsko przerodziło sie w zaburzenia dwubiegunowe. W okresie hipomanii czuję się początkowo wspaniale, ale po krótkim czasie jestem nieobliczalna nawet sama dla siebie. Rokowania są niekorzystne. Z tej choroby się nie wychodzi.

Może to kara za przerwanie ciąży? Tylko dlaczego dotyka ona nie tylko mnie ale i moje dzieci. Dlaczego nasi ustawodawcy, kler i ginekolodzy śpią spokojnie?

Mam tylko 55 lat ale już nigdy nie będę pracowała. Marzenia o podróżach, zapewnienie godnego startu dzieciom, spokojna starość u boku kochających najbliższych osób to wszystko legło w gruzach, bo zdecydowałam sie na zabieg nie znając jego konsekwencji.

Gdyby wtedy uświadomiono mi, jakie spustoszenie w psychce kobiety moze poczynić aborcja, wolałabym pewnie jeździć na wózku inwalidzkim i jadać suchy chleb, ale ciąży nie przerywać.

Gdybym jeszcze wcześniej miała dostęp do najlepszego dla siebie środka antykoncepcyjnego, nie doszłoby pewnie do ciąży.

Chciałabym by moje złe doświadczenia nie poszły na marne. Zrujnowałam życie sobie i mojej rodzinie, ale może zdołam pomóc innym kobietom wspierając je, gdy będą musiały podejmować trudne decyzje. Nie wiem, czy wybiorą aborcję, czy donoszenie ciąży i czy ich wybór będzie dla nich dobry, ale maja prawo znać i taką beznadziejną historię, gdy normalna rodzina przerodziła się w rodzinę patologiczną a niepoprawna optymistka, którą kiedyś byłam nabiera animuszu tylko w krótkich epizodach hipomanii, przez resztę czasu męcząc się w depresji.

Drogie Panie, jeśli w waszych działaniach na rzecz zmiany nastawienia do aborcji w Polsce, uznacie, że mogę się do czegoś przydać, proszę o kontakt. Może to będzie dla mnie szansa na godniejsze życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz